10.11.2011 Luft schokolade
Kilka tygodni temu umówiłam się z Dziennikiem Bałtyckim na wywiad. Przytaszczyłam na spotkanie posklejane taśmą monterską pamiętniki, żeby uwiarygodnić swe opowieści o odwiecznym pisaniu. Podczas rozmowy otworzyłam jeden z zeszytów na stronie, gdzie wiele lat temu, jeszcze jako dziecko, wkleiłam papierek po czekoladzie. Na pamiątkę. Czekolada ta bowiem miała dla mnie kolosalne znaczenie. Pewnego dnia, a były to czasy głębokiej komuny, pojawił się w moich drzwiach niewidziany od sześciu lat ojciec, który z dalekiego Erefenu przywiózł mi czekoladę.
Opowiadam to dziś przez telefon temu mojemu ojcu i tu zawieszam głos. Duma mnie rozpiera i tylko czekam, jaką reakcję wywoła ta historia. No, kurcze, wkleiłam do zeszytu papierek po czekoladzie, po czekoladzie, którą dostałam właśnie od niego! No, kurcze, ten papierek tkwi tam już grubo ponad dwadzieścia lat. No, jego papierek będzie w gazecie. No, niech on patrzy, jak dobrze tak wszystko zapisać, by potem po latach takie smaczki znajdywać…
A on przerywa ciszę lekkim chrząknięciem i nieco już moim zawiesistym milczeniem zniecierpliwiony, mówi:
– No, Trumpf, dmuchana biała, z bąbelkami. Pamiętam przecież. I co z tym wywiadem?
Wzruszyłam się bardzo…
wchodzi wczoraj do mojego pokoju 6 letnia córeczka z pięcioma pluszakami na rękach i mówi: zamieszkam z moimi dziećmi u ciebie
:)))) można powiedzieć, że zwaliła Ci się na głowę z całą rodziną:D